W porównaniu do innych kamienic z ulicy Foksal, ta w ogóle nie rzuca się w oczy. To dlatego, że jej niegdyś bogate elewacje otynkowano na gładko w czasach PRL. Mało jest jednak w Warszawie kamienic, które mogą poszczycić się tak bogatą historią.
Kamienicę zaprojektowała znana warszawska spółka, Józef Napoleon Czerwiński i Wacław Heppen dla znanego finansisty, Henryka Lewenfisza. Jego służącą Franciszkę Anczewską uwiódł niejaki Hipolit Rytter, zwany Hipkiem Wariatem. Został podsunięty dziewczynie przez Marię Krasnodębską, żonę włamywacza ze sławnej gangsterskiej rodziny. Lewenfiszowie jakiś czas temu sprzedali kamienicę o czym plotka szybko rozeszła się po mieście. Krasnodębska wyobraziła sobie sejf Lewenfiszów wypchany pieniędzmi. Po oświadczynach, Franciszka zaprosiła Hipka wraz z jego rodziną (w rzeczywistości całą bandycką szajką) na przyjęcie zaręczynowe. Pracodawcy dziewczyny przebywali akurat w Sopocie. Sytuacja w trakcie przyjęcia szybko wymknęła się spod kontroli. Ostatecznie Franciszka została uduszona, a sejf okazał się pusty. Do mieszkania pukały co raz to kolejne osoby: sąsiedzi, znajomi, a nawet członkowie rodziny. Dobijający się do drzwi goście kończyli związani i zamknięci w łazience. Przestępcom udało się w końcu uciec, jednak policja wkrótce ich dopadła.
Z historią domu wiąże się również postać słynnego śpiewaka, aktora i ulubieńca kobiet – Eugeniusza Bodo. Słynny gwiazdor międzywojnia od frontu zajmował czteropokojowe mieszkanie. Na parterze działała Cafe Bodo, której gwiazdor za sporą opłatą użyczył swojego nazwiska. W kawiarni odbywały się występy, w trakcie których czasem śpiewał nawet sam patron lokalu. Bodo często widywany był na spacerach ze swoim dogiem Sambo, który był tak samo rozpoznawalny jak jego pan. Miał wstęp do wszystkich restauracji i kawiarni w Warszawie, mimo, że ludzie często reagowali na niego lękiem. Eugeniusz Bodo zmarł w 1943 w radzieckim łagrze, co wiemy od niedawna. Przez cały okres PRL pisano, że Eugeniusza Bodo zamordowali naziści. Sambo pozostał w Warszawie u rodziny Bodo, jednak zginął w czasie Powstania Warszawskiego.
Od kilkudziesięciu lat w kamienicy mieści się Państwowy Instytut Wydawniczy. Oprócz księgarni działała tu również mini kawiarnia znana jako Cafe Snob. Na honorowym fotelu przesiadywał Antoni Słonimski, słynny pisarz, felietonista, satyryk i działacz. Otaczany przez swoich przyjaciół i wielbicieli często komentował aktualną sytuację w kraju. To tutaj podpisał sławny „List 34”, który osobiście dostarczył do Prezesa Rady Ministrów, Józefa Cyrankiewicza. Był to protest przeciwko cenzurze i ograniczeniom przydziału papieru na druk książek:
„Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu.”
Skutkiem „Listu 34” okazały się represje w stosunku do osób, które się pod nim podpisały. Sprawa odbiła się szerokim echem w zachodniej prasie. Władze PRL krytykowane były na łamach brytyjskiego The Times, włoskiego Il Monde czy francuskiego Le Figaro Literraire. Kilkunastu profesorów Harvardu wysłało list do ambasadora PRL. Ostatecznie wiele osób wycofało swój podpis spod protestu.
W 2012 r. Państwowy Instytut Wydawniczy znajdował się w stanie likwidacji, czego powodem były problemy finansowe. Trudno było się pogodzić, że tak zasłużona instytucja zaprzestanie swojej działalności. Na szczęście w 2015 r. Ministerstwo Skarbu Państwa uchyliło tę decyzję. Od 17 stycznia 2017 PIW jest państwową instytucją kultury i od tego momentu rozpoczyna się nowy rozdział w jej historii. PIW po kilkudziesięciu latach kontynuuje swoją działalność w kamienicy przy Foksal 17, co w nieustannie zmieniającej się Warszawie stanowi fenomen.